poniedziałek, 2 maja 2016

Gładkie i pachnące ciało na wiosnę ;)

Hej :)
Dzisiaj mam dla Was luźny, poniedziałkowy post pełen pięknych zapachów i przyjemności dla ciała ;) 
Markę Saisona zapewne już znacie, zwłaszcza, że opiewam od pół roku ich toniki/esencje do twarzy (film TUTAJ) bez opamiętania ;) 
Tym razem też będzie pozytywnie, choć mam kilka "ale" ;)
Od jakiegoś czasu używam dwóch nowych produktów do pielęgnacji ciała:




Zacznijmy w kolejności, w jakiej ich używam :)
Gagatek w tubie z zielonymi wzorkami, to Orzeźwiający peeling do ciała. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, czego się po nim spodziewać, bo opis jest dość niespotykany: "Seria dedykowana skórze z niedoskonałościami. Nawodnienie-Oczyszczenie-Efektywne przeciwdziałanie widocznym oznakom starzenia."
Pierwsza myśl - Będzie wysuszał jak nic, bo do niedoskonałości.
Druga myśl - Zaraz, zaraz, nawodnienie, przeciw oznakom starzenia?"




Otworzyłam.
Powąchałam.
Zachwyciłam się.
Użyłam.
Pokochałam :)
Taka jest nasza relacja w telegraficznym skrócie :) Chociaż kilka rzeczy należy o nim powiedzieć.
Jeśli jesteście przyzwyczajone do peelingów domowych, jak kawowy czy cukrowy - ten kosmetyk będzie dla Was za mało ścierający. Jest baaaaardzo delikatny, a drobinek znajdziecie w nim niewiele. Bardziej przypomina peelingujący żel pod prysznic, niż tradycyjny scrub. Mi to akurat nie przeszkadza, bo na ten moment ciało mam mocno nawilżone i silnego złuszczania potrzebuję tylko raz na jakiś czas, ale myślę, że warto to podkreślić.
Ma jeszcze jedną cechę, która może być denerwująca - jest bardzo rzadki. Nie przypomina gęstych żeli pod prysznic, czy kremowych peelingów, raczej leciutką emulsję. Za to świetnie się rozprowadza, myje pęknie i faktycznie absolutnie nie wysusza skóry. Czysta przyjemność używania, zwłaszcza rano :)



Złotko w butelce to Regenerujący olejek do ciała - kosmetyk dedykowany skórze zmęczonej. Ma pomagać w utrzymaniu dobrego poziomu nawilżenia skóry i regeneracji. Faktycznie skóra jest po nim przyjemnie nawilżona, uczucie ściągnięcia po gorącym prysznicu znika błyskawicznie. Konsystencja olejku jest ciekawym punktem - powiedziałabym, że to coś pomiędzy suchym olejkiem, a tradycyjnym olejem do ciała. Wchłania się szybciej, niż moje olejki domowej roboty, ale chwila na masaż pozostaje. Powiedziałabym, że skóra "wypija go" chwilę później, niż mój ukochany złoty olejek z Nuxe.
Lubię go nakładać przy pomocy rękawicy jedwabnej z Tade - jeszcze pod prysznicem. Moczę rękawicę, wylewam niewielką ilość olejku i rozprowadzam na wilgotnym, umytym ciele. Dzięki temu produkt jest o wiele bardziej wydajny, a aplikacja przyjemniejsza :)

Kończą mi się pomału moje olejku do masażu obolałych mięśni po siłowni i przydałoby mi się jakiś bogate masełko do stóp - ktoś chętny, żeby zobaczyć przepis ;) ?

Buziaki!
P.

5 komentarzy: