czwartek, 20 września 2018

Domowe esencje (z fermentami z alg, bambusa i aceroli!)



Hej!
Krótka piłka z mojej strony: 3 proste przepisy na domowe esencje.
Do każdej z nich dodałam jakiś składnik fermentowany, żeby wzmocnić działanie i polepszyć wchłanianie kosmetyku.
Sposób użycia dla każdej z nich jest taki sam:
- można wklepać niewielką ilość esencji jako krok w pielęgnacji (po toniku, a przed serum),
- użyć do metody 7SKIN (o której opowiadam TUTAJ)
- albo nasączyć ręcznik papierowy/papier ryżowy/maseczkę w tabletce i użyć w charakterze maseczki.

Esencja Rumiankowa:
(przy wrażliwej cerze, podrażnieniach, przesuszeniu)
hydrolat z rumianku 20 g - robiłam też na naparze rumiankowym, ale trzeba wtedy przygotować połowę porcji, żeby się nie zepsuło w międzyczasie ;)

hydrolat waniliowy 7,2 g - dodaję go głównie dla przyjemnego zapachu. Można śmiało dać więcej rumiankowego i np. olejek eteryczny, albo całkiem pominąć, jeśli nie wadzą Wam naturalne zapachy.

d-pantenol 1,5 g - żel hialuronowy też będzie tutaj pasował, ale przy podrażnionej buzi warto sięgnąć po d-pantenol.

ekstrakt z nagietka 0,3 g - zasadniczo każdy ekstrakt o działaniu łagodzącym/przyspieszającym gojenie będzie się nadawał - pamiętajcie tylko o przestrzeganiu stężenia zalecanego przez producenta. To nie jest tak, że firmy kosmetyczne złośliwie dają mało ekstraktów do kosmetyków ;) - po prostu za duża ilość pójdzie na krzywdę zamiast na korzyść ;)

bioferment z alg 1 g - możecie zamieniać z innymi fermentami, ale działanie kosmetyku kompletnie się zmienia. Ten najprościej mówiąc sprawia, że kosmetyk otula ;)

guma ksantanowa - można całkiem pominąć, albo dodać szczyptę, żeby uzyskać konsystencję, która Wam odpowiada. Nie przesadzajcie z ilością, bo esencja będzie się kleić na twarzy, albo zrobią się grudki. Może być też guma guar.

Esencja powinna być zużyta w ciągu 3 tygodni od momentu przygotowania, warto trzymać ją w lodówce, ale nie jest to konieczne. Jeśli chcecie przedłużyć trwałość - dodajcie konserwantu, oczywiście zgodnie z zaleceniami producenta.


Esencja Malinowa:
(powinnam ją nazwać esencją z lotosu, ale mam anginę i hardcore'ową gorączkę, pomieszało mi się i już tak zostanie ;) kosmetyk silnie nawilża, zmniejsza zaczerwienienie i zostawia delikatną warstwę na twarzy, polecam też na dekolt)

hydrolat z lotosu 20 g - pięknie pachnie i nadaje się jako baza do wielu domowych kosmetyków, chociaż sam cudów nie czyni. Możecie zastąpić takim, jaki lubi Wasza cera. Niekoniecznie nada się oczar czy czystek ;)

hydrolat malinowy 6,4 g - bardzo go lubię przy recepturach dla cery naczyniowej, ale też przy rozszerzonych porach. Jeśli macie ekstrakt z maliny, możecie dodać więcej bazowego hydrolatu i użyć tego ekstraktu właśnie (zgodnie ze wskazanym stężeniem!)

gliceryna roślinna 1 g - dla wszystkich przerażonych gliceryną - można ją zastąpić sorbitolem albo d-pantenolem. Ja nie mam problemów z gliceryną w kosmetykach, używam jej od lat z powodzeniem. Niektórzy zarzekają się, że roślinna nie zapycha, a zwykła tak - u mnie przechodzą obie, więc nie widzę sensu jej odstawiać ;)

ekstrakt z lukrecji 0,6 g - wrażliwa i naczyniowa cera go pokocha. Jeśli macie inny ekstrakt, który Wam pasuje (ginko biloba, jabłko, żeń-szeń itd.) - użyjcie go. Przypominam tylko z uporam maniaka, żeby nie przesadzać z ilością i przestrzegać stężeń sugerowanych przez producenta.

bioferment z bambusa 2 g - nazywają go naturalnym silikonem i ja się trochę z tym zgadzam - kosmetyk z nim sunie po twarzy jak złoto, naprawdę polecam. Super też sprawdzi się do kosmetyków do włosów. Nie zamieniłabym go na nic innego.

guma ksantanowa - można całkiem pominąć, albo dodać szczyptę, żeby uzyskać konsystencję, która Wam odpowiada. Nie przesadzajcie z ilością, bo esencja będzie się kleić na twarzy, albo zrobią się grudki. Może być też guma guar.


Esencja powinna być zużyta w ciągu 3 tygodni od momentu przygotowania, warto trzymać ją w lodówce, ale nie jest to konieczne. Jeśli chcecie przedłużyć trwałość - dodajcie konserwantu, oczywiście zgodnie z zaleceniami producenta.


Esencja Jaśminowa:
(z tą się polubią dojrzałe i kapryśne cery) 

hydrolat jaśminowy 20 g - głównie z myślą o marudach zapachowych ;) robiłam chyba z 6 różnymi do tej pory i wszystko pasowało (lipa, wanilia, rumianek, chaber)

hydrolat z kocanki 4 g - przyjaciel cery naczyniowej i dotkniętej trądzikiem różowatym, kluczowy i niezastąpiony, chociaż cuchnie gnijącym sianem ;) (spokojnie, jaśmin "zabija" ten smrodek)

żel hialuronowy 1% 3 g - d-pantenol też może być, ale ja naprawdę tu polecam hialuron ;) Wyższe stężenia też pasują, ja akurat miałam tylko 1% w domu.

bioferment z aceroli 1,5 g - dodawałam tu też ten z alg, ale to już nie to samo. Naprawdę warto sobie sprawić flaszkę, a potem dodawać do toniku, serum, maski, esencji ;) Dobre to małe coś ;)

ekstrakt z jabłka cukrowego 1,5 g - dwa razy robiłam z mocznikiem zamiast ekstraktu, raz z lukrecją i raz z hibiskusem - zawsze wychodzi fajne, po prostu działa inaczej niż podstawowy przepis.

Ja już tego nie zagęszczam gumą, bo żel jest dość gęsty, ale róbcie jak uważacie - po to robimy kosmetyk samodzielnie, żeby był taki, jak nam pasuje.

Esencja powinna być zużyta w ciągu 3 tygodni od momentu przygotowania, warto trzymać ją w lodówce, ale nie jest to konieczne. Jeśli chcecie przedłużyć trwałość - dodajcie konserwantu, oczywiście zgodnie z zaleceniami producenta.

Jeśli są jakieś błędy -  bardzo przepraszam, będę korygować, kiedy poczuję się lepiej (angina z gorączką dowaliły do pieca bardziej, niż się spodziewałam).

Przyjemnego wieczoru!
P.