poniedziałek, 2 kwietnia 2012

A gdyby tak rozgrzać głowę?

Witajcie!
Tym razem w cyklu PIĘKNE WŁOSY NA WIOSNĘ postanowiłam zaprezentować produkt niekoniecznie ekologiczny/naturalny za to działający w sposób dość niezwykły - aka ciekawostka ;)

Jakiś czas temu zrobiłam zamówienie w sklepie lokikoki.pl. Do mojej paczki wrzucono gratis paczkę wsuwek (jaka radość!) i próbkę Termoaktywnej maski do włosów zniszczonych Thermo Rephair Masque Liding Life marki Kemon. Długo leżała na półce w łazience, jakoś zawsze o niej zapominałam. Skoro szukam dla Was ciekawostek dotyczących pielęgnacji włosów - maska doczekała się debiutu :)


Próbka wystarczyła dokładanie
na jedno użycie
przy moich średniej długości włosach.
A było to tak:
O. Mam tą maseczkę, może sprawdzę, czy działa i wrzucę opinię na bloga.
Otwieram.
Biały, gęsty kremik. W środku pływa trochę pomarańczowych kuleczek - wyglądają jak posypka cukrowa do ciasta, więc policzę im to na plus :)
Zapach taki...hmm... jak to produkty gotowe - przyjemnie perfumowano-chemiczny :D 
W sumie było trzeba najpierw poczytać o produkcie, ale skoro już jestem pod prysznicem, z litości dla mojego laptopa, po prostu użyję jej zgodnie z opisem na opakowaniu. 
Nakładam na umyte włosy. 
Wcieram, wcieram i nagle zonk. Ciepło mi w czajnik :D 
Lekko się dziwię, bo posypka cukrowa zaczyna się rozpuszczać i tak mi się ciepło robi w głowę, że rozważam sprawdzenie temperatury wody. 


Sekundę później...
Mmmmmmm..... Ciepełko....


2 sekundy później...
Głupia ja. Było trzeba przeczytać coś o tej maseczce. Już widzę wysypkę na głowie i siebie, jak biegnę w strugach deszczu do apteki po hydrokortyzol... Tia...


2 minuty później...
Ale włosy robią się miękkie i gładkie... W sumie to ciepełko jest nawet przyjemne i nie przypomina pieczenia... Dobra zostawiam na tą ostatnią minutę [Producent zalecał 3 do 5 minut.]

20 minut później, przed komputerem...
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, bo to jest maseczka, która POWINNA działać na ciepło xD

Sama się śmiałam z siebie. Okazało się, że wrzucili mi do paczki całkiem przyzwoity produkt. 
Żadnych uczuleń, a nawet podrażnień się nie doczekałam - co w przypadku mojej obrażalskiej skóry jest szaloną rekomendacją! Włosy miałam miękkie jeszcze kilka dni. Mimo silikonu w składzie maseczki nawet końcówki nie były "oblepione" czy ciężkie. Zapach momentalnie wyparował - w moim mniemaniu super - po to są perfumy, żeby pachnieć ;) 
Włosy wspaniale się rozczesywały, nie miałam żadnych supełków, ani splątanych końców. W kwestii magicznych właściwości naprawczych nic nie powiem, bo i moje włosy nie są na tyle zniszczone, żeby było widać drastyczną różnicę.
Co do działania termo - genialne :D Tak relaksujące po ciężkim dniu (jak już minął atak paniki spowodowany niewiedzą ;)), zwłaszcza w zimny wieczór.
Jeśli uda Wam się gdzieś dorwać nawet taką próbkę - polecam spróbować dla samego termo-wrażenia :)
Ciekawa odskocznia.
Poniżej skład dla zainteresowanych:



Mam nadzieję, że kogoś zaciekawiłam!
Pozdro600!
P.

5 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem, co za składnik "robi" to ciepełko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja nadal podejrzewam tą cukrową posypkę ;)

      Usuń
  2. fajna maseczka na włosy ...przydałaby się na zimne wiosenne dni:)) hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee daj spokój - człowiek okno uchyla, a tu śnieg się sypie do mieszkania! Chyba dokupię maskę full size i się nią cała posmaruję ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Haha niezła recenzja. Jestem ciekawa jak byś ją napisała, gdybyś wiedziała jak ona działa. Kiedyś miałąm podobną przygodę z kremem na cellulit - tym który tak bardzo piecze. Nawet nie wiesz jaka buła moja panika jak zaczęły mnie piec uda myślałam, że nie to poparzy. Domyślam się, że ta maseczka aż tak nie piekła.
    Swoją drogą bardzo fajny pomysł na taki kosmetyk. Chętnie sama bym wypróbowała taką ciepłą wersję maseczki. Udaję się w poszukiwania.

    OdpowiedzUsuń